poniedziałek, 25 lipca 2011

Obóz 2011- Szklarska Poręba

A co działo się na obozie?


21.07.2011 O godzinie 6;00 spotkaliśmy się na dworcu głównym w Poznaniu i wyruszyliśmy pociągiem do Szklarskiej Poręby. Mimo wczesnej pory część z nas zaczęła śpiewać czy rozmawiać, ale znalazły się wyjątki, które poszły spać. Po kilkugodzinnej jeździe dojechaliśmy do Jeleniej Góry, gdzie przesiedliśmy się do szynobusu, który miał nas dowieść do Szklarskiej. Niestety nie jechaliśmy nim zbyt długo, ponieważ przez deszcz popsuła się sieć trakcyjna. W zamian na to do Szklarskiej dowiózł nas autokar. Po drodze mimo ścisku i kiepskiej pogody nie opuściły nas humory. Oglądaliśmy widoki zza okna i rozmawialiśmy z Czechami. Zanim doszliśmy do bazy zrobiliśmy zakupy w LEWIATANIE. Gdy dotarliśmy do obozu czekał na nas obiad. Przez deszcz mieliśmy problem z rozstawieniem namiotów, więc pierwszą noc spędziliśmy w zuchówkach, ale za nim poszliśmy spać koło godziny 19 odbył się apel rozpoczynający obóz, a zaraz potem świecznisko integracyjne. Po wspólnych śpiewankach poszliśmy spać.

22.07.2011 wstaliśmy o 7;00 i od razu poszliśmy na rozgrzewkę. Po zaprawie czekało na nas śniadanie. Niestety nadal padało, więc mieliśmy zajęcia w obozie. Drużyna  „Krwiożercze parówy” swoje zajęcia zaczęły od składania kocy  u dh. Adama. „po co mi motor jak mogę patajtajać” zaczęli od surwiwalu z dh. Mariuszem, a „Czerwone Diabły” od pierwszej pomocy z dh. Kasią. Po zajęciach poszliśmy na obiad. Zajęcia popołudniowe odbyły się w drużynach. Starsze Widmo i Diabły odwiedzili Czeską Kładkę, a „Krwiożercze parówy”  wymyślały piosenkę drużynową i okrzyk. Kilka osób otworzyły sobie próby na stopień i pagon wędrowniczy. Koło godziny 20 graliśmy w grę „TABU”. W tym czasie Diabły pełniły wartę. Po kręgu poszliśmy spać, ale nie na długo. Koło 24 druhowie zrobili nam biały alarm. Pierwszy poszedł nam tragicznie, za to drugi całkiem ok. Wszyscy stawili się w mundurach i w miarę na czas.

23.07.2011  Wstaliśmy wcześnie rano. Po zaprawie i śniadaniu wyruszyliśmy w naszą pierwszą trasę. Miała około  ….>?? Była to wycieczka na Chojnik. Szliśmy różnymi szlakami, zielonym, niebieskim, żółtym, a chwilami nawet czarnym. Po kilku godzinach dotarliśmy na szczyt Chojnika. Po krótkiej przerwie weszliśmy na dziedziniec gdzie wysłuchaliśmy historii tego miejsca i weszliśmy na wieżę. Zaśpiewaliśmy kilka przyśpiewek jak np. „Widmo się nie myje sia la lala la” czy  „Dobrosia to blondynka sia la la lala la”.  Po powrocie do obozu zjedliśmy kolację i mieliśmy czas wolny. Wieczorem odbyło się ognisko dla chętnych. Po kilku godzinkach smacznego snu  zostaliśmy obudzeni i zabrani do leśnej jaskini gdzie czekał na nas Tomasz. Odbyło się tam nadanie barw. Barwy otrzymali Bartek, Mateusz, Marta, Karolina, Ania i Monika. Było to dla nas wielką i miłą niespodzianką. Weseli wróciliśmy do ciepłych śpiworów i poszliśmy spać dalej. W tym samym czasie wylot miało także widmo. Oni  otrzymali naszywki drużynowe i tak samo jak my z uśmiechem na twarzy wrócili do  namiotów i poszli spać dalej.

24.07.2011 Po apelu poszliśmy na msze świętą wraz z drugim obozem. Po mszy mieliśmy chwilkę na spakowanie swoich rzeczy i posprzątanie domków, ponieważ po obiedzie przenosiliśmy się do namiotów. Po południu mieliśmy zajęcia w drużynach. Mieliśmy czas na zbudowanie totemów, wymyślenie piosenki drużynowej  oraz okrzyku drużyny. Wieczorem odbyło się ognisko, na którym przedstawiliśmy swoje dzieła i  wszyscy razem pośpiewaliśmy. Koło 22 wszyscy poszliśmy spać.

25.07.2011 Po śniadaniu „Czerwone Diabły” i „Po co mi motór jak mogę patajtajać” poszli pieszo, przez góry do Harrachowa. „Krwiożercze parówy” dojeżdżały tam pociągiem. Wszyscy po dotarciu na miejsce mieli możliwość wdrapania się na pod skocznie i oglądania panoramy Czech, którą z tam tond było niesamowicie widać. W drodze powrotnej weszliśmy do sklepu na zakupy. W obozie byliśmy koło 21;30. Czekała tam na nas obiadokolacja, w postaci fasoli po bretońsku. Zaraz po zjedzeniu poszliśmy się szybko umyć i do kręgu, ponieważ następnego dnia czekała nas bardzo długa i męcząca wędrówka.
26.07.2011 obudzili nas o 6;00. Po krótkiej rozgrzewce i śniadaniu wyruszyliśmy na Śnieżkę. Starsi całą drogę szli pieszo, a młodsi dojeżdżali autobusem do Karpacza i z Karpacza szli pieszo do „Domu Śląskiego”. „Krwiożercze parówy” do podnóża Śnieżki doszli chwile szybciej niż Diabły i Widmo. Wszyscy zmęczeni drogą zostali rozlokowani po pokojach. Wieczorem, po kolacji odbyły się zajęcia w drużynach.
27.07.2011 po śniadaniu poszliśmy na szczyt Śnieżki, gdzie odbył się apel i „flash-mop” oraz sesja zdjęciowa. Powrót do bazy okazał się bardziej męczący niż się spodziewaliśmy. Mieliśmy mało czasu by dojść do bazy przed zmrokiem, więc szliśmy szybkim tempem. Żeby droga nie wydawała się aż taka ciężka i nudna Przybysz z Dzikiem zaczęli śpiewać, a po chwili zaczęła z nimi śpiewać cała reszta. Śpiewaliśmy piosenki patriotyczne, harcerskiej i w trakcie drobi bawiliśmy się w „za ciasne jeansy mam, bo wyprałem je sam”, ta zabawa zrobiła furorę na obozie. Do obozu dotarliśmy koło godziny 20 z uśmiechem i piosenką „Śnieżka to pagórek” na ustach. Zaraz po odłożeniu plecaków i umyciu rąk poszliśmy jeść. Na obiad był długo oczekiwany przez Dziaka i Kazimierza schabowy z ziemniakami. Wszyscy jedli aż im się uszy  trzęsły. Koło godziny 22 po tym jak wszyscy się ogarnęli odbyło się krótkie ognisko podsumowujące naszą wyprawę na śnieżkę. Po ognisku wszyscy położyliśmy się spać, lecz nie na długo, bo koło 2 w nocy zostaliśmy obudzeni na grę nocną. Po czterdziesto minutowej zabawie w lesie wróciliśmy do śpiworów i poszliśmy spać.
28.07.2011 po apelu całym obozem udaliśmy się na ćwiczenia z musztry, a potem na zabawę na linach. Jednym z zadań było wspiąć się na kilku metrową skałę, a następnie z niej zjechać. Zadanie drugie polegało na przejściu na linie nad strumieniem, a zadanie trzecie i ostatnie polegało na zbudowaniu tratwy i przepłynięciu jednej osoby z drużyny na druga stronę rzeczki. To zadanie dobrze wykonały tylko „Diabły”. Wybudowaliśmy dużą i w miarę stabilną tratwę i Patryk z pomocą Mateusza przepłyną na drugą stronę rzeki i wrócił. Potem nasze dzieło się rozpadło. Po ciszy poobiedniej usiedliśmy w kręgu i śpiewaliśmy piosenki, żeby przygotować się do ogniska. Po godzinnym śpiewaniu mieliśmy zabawę. Gra polegała na odnalezieniu zabójcy starszej pani. Zostaliśmy podzieleni na cztery grupy detektywistyczne. Po półtora godzinnym szukaniu prawy zostały ogłoszone wyniki. Poprawnie zagadkę rozwiązały „Rumcajsy”. Po kolacji odbyło się ognisko zakończeniowe obóz, na które zaprosiliśmy drugi obóz z Jarocina. Pośpiewaliśmy, poharcowaliśmy podsumowaliśmy cały obóz i po dłuższej chwili poszliśmy spać. Każdy z nas był pewny iż tej nocy nie prześpi spokojnie, więc wszyscy byli przygotowani na wylot. Oczywiście się nie pomyliliśmy. Koło godziny 2 cały obóz został obudzony słowami „Czerwony alarm, czerwony, czerwony”. Jak stawili się wszyscy zostały nam przekazane zasady gry, która była ciekawa i męcząca. Po zakończeniu gry wszyscy z nadzieja spokojnego snu położyli się. Niestety, a może jednak stety całe WIDMO miało kolejny wylot. Ten nie był męczący. Dwie osoby z Biedruska, Kuba  i Martyna mieli przyrzeczenie harcerskie.
29.07.2011 obudzili nas jak co ranek, tylko że tym razem odbyło się bez rozgrzewki. Dostaliśmy chwilę czasu na ogarnięcie namiotów, spakowanie się i zlikwidowanie naszych totemów. Po śniadaniu zwinęliśmy namioty i udaliśmy się na apel kończący obóz. Był on długi. Zostały pozamykane sprawności, udzielone pochwały, obeszło się bez nagan. Koło godziny 12 zjedliśmy obiad, zaopatrzyliśmy się w prowiant i poszliśmy na dworzec. Zaraz po władowaniu się do szyno busy, który miał nas dowieźć do Jeleniej Góry większość osób poszła spać. Gdy dojechaliśmy do Jeleniej mieliśmy chwilkę na załadowanie się do pociągu, który bezpośrednio zawodził nas do Poznania. Tam sytuacja się powtórzyła większość osób poszła spać, a Ci którzy mieli siłę śpiewali i rozmawiali. Po długiej i męczącej drodze dojechaliśmy na Dworzec Główny w Poznaniu. Tam czekali na nas rodzice. Po kręgu każdy z nas ze smutkiem związanym z końcem obozu i radością powrotu do rodziców pojechaliśmy do domów.
  






Monia

środa, 6 lipca 2011

Rajd Grunwaldzki

06.07.2011 o godzinie 10 Diabły spotkały się pod gimnazjum i autobusem linii 312, a potem tramwajem numer 6 udali się na Dworzec główny w Poznaniu. Tam  spotkali się z drużyną z Biedruska i Feniksami z Poznania. Po kilku godzinnej jeździe dojechaliśmy do Torunia. W Toruniu zrobiliśmy sobie zdjęcie pod pomnikiem Mikołaja Kopernika i odwiedziliśmy Kościół Matki Bożej Królowej Polski, a następnie udaliśmy się na przystanek PKS. Po długiej i dość męczącej jeździe koło godziny 18 dojechaliśmy do Żuromina gdzie czekała już na nas Ania. Uszykowaliśmy sobie miejsca do spania i od razu poszliśmy się umyć, a zaraz potem jeść. Odświeżeni i najedzeni zaczęliśmy się integrować. Z początku zapoznaliśmy się z drużyną  „Żywioły” ze Świdnika i „Ignis” z Kutna. Graliśmy w słoneczko, potem w słonia, ale największą furorę zrobiła zabawa w statki, której wszyscy się przyglądali.  Koło godziny 21 kadra zorganizowała dla nas wspólne śpiew ogranie i kilka zabaw.
Następnego dnia, od samego rana wyruszyliśmy na trasę. Pierwszego dnia rajdu mieliśmy przejść z Żuromina do Lubowidza. Trasa miała długość koło 14km. Diabły wyruszyły jako o godzinie 8;45 jako drugi patrol a do Lubowidza dotarli jako pierwszy już około 13;40. Po orzeźwiającym prysznicu i chwili odpoczynku zaczęliśmy śpiewać, a gdy przyszły pozostałe drużyny zaczęliśmy się bawić, tym razem do naszego grona dołączyło kilka osób z Opatowa. Wieczorem mieliśmy zajęcia integracyjne wraz z kadrą.
8 lipca trasa miała być krótsza, zaledwie 12 kilometrów, ale zrobiliśmy ich więcej. Wyszliśmy jako ostatni patrol, a do szkoły w Bryńsku doszliśmy jako trzeci patrol. Po dotarciu zajęliśmy swoje miejsca w sali, którą dzieliliśmy wraz z Feniksami i Żywiołami. Po zjedzeniu obiadu i umyciu się wszyscy uczestnicy trasy gorąco powitali Kutno, które zagubiło drogę i dotarło do nas z dwugodzinnym opóźnieniem.  Wieczorem odbyła się rada grodu. 
9.07 Od rana realizowaliśmy grę nocną zaplanowaną na 8.07, ale niestety zaczęło strasznie padać i gar została odwołana. W ten dzień przeszliśmy pierwszą trasę bez plecaków. Niestety zagubił się gdzieś pierwszy punkt. To zmyliło naszą drużynę i nadrobiliśmy kilka kilometrów. Gdy doszliśmy na drugi punkt spotkaliśmy tam Kutno, po chwili doszły Pyszczydła i Żywioły. Po wykonaniu zadania, Bartek z Mateuszem pobiegli po skarb, gdy wrócili ruszyliśmy by pokonać resztę trasy. Wieczorem na radze grodu dzieliliśmy się swoimi spostrzeżeniami ze wcześniejszych dni. Po radzie poszliśmy do lasu szukać kwiatu paproci za pomocą azymutów. Kwiat znalazł Kacper z Orłów, z Opatowa. Po powrocie do szkoły część osób poszła spać, a reszta siedziała przy ognisku i śpiewała.
W niedziele prawie wszyscy udaliśmy się na msze do pobliskiego kościoła,  a potem poszliśmy na zajęcia zorganizowane wokół Bryńska. Wieczorem po radzie grodu poszliśmy do lasu by do końca wykonać zadanie, rozwiązać zagadkę do końca. Okazało się, że nasze początkowe podejrzenia były blisko prawdy. Po powrocie z lasu poszliśmy świętować nasze zwycięstwo przy ognisku.
11lipca od rana szliśmy do Lidzbarku. Po drodze mieliśmy zbierać amulety , gdy dotarliśmy do wyznaczonego punktu wszystkie patrole weszły w las i szukały informacji na temat skarbu schowanego w lesie. Diabły źle zrozumiały informacje i poszliśmy za daleko. Skarb znalazły Pyszczydła z Zamościa i dzięki temu zajęły pierwsze miejsce na trasie „IV ziemi Mirmiłowskiej”. Po dojściu do szkoły i szybkim ogarnięciu się poszliśmy na obiad, po powrocie się bawiliśmy, śpiewaliśmy. Wieczorem poszliśmy nad jezioro gdzie spotkaliśmy wszystkich uczestników Rajdu Grunwaldzkiego. Na samo wejście nasza trasa bawiła się w ‘Snake”,  i w ten właśnie sposób poszliśmy odebrać koszulki z napisem  „Lubię to.!”. gdy każdy miał już swój t-shirt zrobiliśmy sobie zdjęcia grupowe naszej trasy i poszliśmy pobijać rekord świata w tańczeniu Tańca Belgijskiego. Udało nam się rekord został pobity. Zaraz po zakończeniu tańca zostawały ogłoszone wyniki każdej trasy. Na trasie IV ziemi Mirmiłowskiej miejsce pierwsze zajęła drużyna z Zamościa- Pyszczydła, drugie drużyna ze Świdnika- Żywioły, a trzecie  Orły z Opatowa. Diabły rajd przeszły w składzie; Mateusz, Tomasz, Anka, Calineczka, Melon, Bartek, Klamera i Monika, zajęły miejsce czwarte. Po ogłoszeniu wyników odbył się koncert zespołu „Dom o zielonych progach” Koło godziny 23 poszliśmy do szkoły gdzie spędzaliśmy ostatnie chwile z nowo zapoznanymi znajomymi.
12.07 wcześnie rano poszliśmy na dworzec PKS, którym jechaliśmy do Działdowa,  z tam tond do Iławy, a z Iławy już do Poznania.
Rajdy był fajną przygodą. Wszyscy żałujemy, że nie zostaliśmy na zlocie, ale wszystko jest do zrealizowania w przyszłym roku.!

Monia




























piątek, 1 lipca 2011

01.07.2011 Odbyła się ostatnia zbiórka w tym roku szkolnym. Na zbiórce mieliśmy zaplanowany bieg dzięki, któremu podsumowaliśmy cały rok. Zostaliśmy podzielenie na dwa zastępy. Tak się złożyło, że jeden był rowerowy, a drugi pieszy. Po przejściu całej trasy i wykonaniu wszystkich zadań spotkaliśmy się na Dziewiczej Górze, gdzie czekało na nas przygotowane świecznisko. Pośpiewaliśmy, podsumowaliśmy cały rok i zaczęliśmy planować następny. Na samym końcu, po kręgu z okazji czternastych urodzin Moniki zaśpiewaliśmy jej sto lat i podrzuciliśmy ją 14 razy do góry. Po zjedzeniu czekolady rozeszliśmy się do domu.

Monia